wtorek, 5 sierpnia 2014

W biurze


Syn mój zawitał dziś w mojej pracy. Biuro jak biuro. Szare, codzienne, zupełnie nieatrakcyjne. A jednak. Na początek - strasznie fajna winda. A czemuż ona taka fajna? A bo cały pulpit dowodzenia umieszczony ma nisko, w zasięgu Krzysiowych łapek. Krzysio mógł spokojnie naciskać i 0 i 2 i nawet 3. I w zasadzie każdy przycisk, jaki tylko by chciał - mógłby swobodnie nadusić. A na przykład taka winda w wieżowcu u cioci Izy już nie jest taka czaderska. Bo Krzysio owszem, może wcisnąć zero przy zjeżdżaniu w dół, ale już 6 do jechania w górę musi Hania. Bo za wysoko. 


Już zatem sama winda dała potworowi przeświadczenie, że mama w pracy ma fajnie. Potem okazało się  jeszcze, że poruszaniem się po biurze rządzi magiczny gadżet - identyfikator. Plastikowy prostokąt, niewiele różniący się od karty do bankomatu, a na nim zdjęcie i napis. Krzyś wie jaki - bo przeczytał. Bo Krzyś już zaczyna czytać. Taki jest dorosły. I takie właśnie cudo ze zdjęciem i napisami wiesza się na szyi na specjalnej smyczce. Podchodząc do jakichkolwiek drzwi wystarczy zbliżyć magiczną plakietkę, nastąpi któtkie "bip"... i drzwi stają otworem. No, prawie. Klamkę nacisnąć trzeba, ale frajda jest wielka. Gdyby tak Krzyś miał w domu lub chociaż w przedszkolu takie drzwi, przecież by bipał, a potem wchodził i wychodził bez końca. I chciałby mieć taki identyfikator ze zdjęciem, Ach, super ma mama w tej pracy. 

W biurze, za bipającymi drzwiami, jest mnóstwo biurek i komputerów przy których siedzą ludzie. Podobno pracują, ale Krzysio widział, że oni piszą na klawiaturach i klikają myszkami. Cóż to jest zatem za praca? Krzyś chętnie sam by tak popisał i poklikał, przecież bardzo lubi to robić. Tylko rodzice wiecznie go odciągają od tego zajęcia i mówią, żeby nie bawił się komputerem i nie majdrował. Phi, wielkie mi co! A tu tylu dorosłych robi dokładnie to samo, co Krzyś i jeszcze zarabiają za to pieniądze. Niesamowite, po prostu nie do pojęcia. Stanowczo Krzyś chciałby tu pracować, gdy dorośnie. W tym właśnie biurze, razem z mamą i z ciocią Marietą. Ciocia ma biurko obok biurka mamy. U mamy na pulpicie komputera jest zdjęcie Krzysia i to się Krzysiowi także bardzo podoba. Gdyby miał własny komputer, również umieściłby na pulpicie swoje zdjęcie. Ciocia Marieta nie ma na pulpicie zdjęcia Krzysia. Widnieje tam zupełnie inna postać, choć równie urocza i sympatyczna. W zasadzie Krzyś mógłby się z nią zaprzyjaźnić. Ponieważ cioci biurko jest po prawej stronie mamy, Krzyś postanowił, że gdy dorośnie, będzie siedział przy biurku od mamy na lewo. I z góry przepraszam siedzącego tam kolegę. Niech nie traktuje tych dziecięcych planów, jako próby wygryzienia ze stanowiska, lecz jako wróżbę rychłego i intratnego awansu.

W pracy u mamy, poza typowo biurowymi gadżetami, jest też kuchnia. W kuchni jest przytulnie i domowo, bo jest stół i lodówka i zlewozmywak. Ale jest też maszyna na pieniążki, z której ciurka do kubeczka gorąca czekolada. I to jest coś, co przesądza już jednoznacznie o tym, że praca mamy jest najlepsza na świecie. Bo czekolada ta jest przepyszna. Krzyś pokosztował, wyfajdał się nią bez umiaru i będzie odtąd dążył do tego, by jak najszybciej doświadczenie z czekoladą powtórzyć. Dodatkowo z maszyny ciurka też kawa, ale to już specjalnie Krzysia nie fascynuje. Obok maszyny stoi druga - ciurkająca wodą. Ta nie wymaga pieniążków, za to bardzo fajnie się przyciska specjalną wajchę, żeby ciurkało. Krzysio przyciskał, ciurkał i wypił cały kubeczek. Blisko mamy biurka jest druga taka maszyna. Krzysio też przyciskał, też ciurkał i też wypił. Doświadczenie podsumował tezą, że w obu maszynach woda jest taka sama. I trudno się z nim nie zgodzić. Dodał jeszcze, że jest pyszna, choć mogłaby być cytrynowa. Rzecz gustu, ale warto poddać ten pomysł uwadze zwierzchników. A nuż uda się załatwić cytrynową...

Krzyś zatem zaplanował dla siebie przyszłość biurową. Dokonał zwiedzania, co elegantszych biurowych przestrzeni, zapoznał się z obecnymi w pracy i godnymi poznania ciociami i wujkami i całkiem kontent wrócił do domu. Wygłosił przy tym stwierdzenie: "Fajnie jest z tą wodą. W klasie macie i w kuchni. I w ogóle ta twoja klasa jest super". No ba! Nie ma to jak moja klasa! Zatem po ukazaniu dziecku rzeczywistości biurowej, oddalam się na zasłużony urlop, pozdrawiając przy tym kolegów i koleżanki "z klasy" i życząc im dobrej zabawy przy bipaniu identyfikatorami, jeżdżeniu windą, majdrowaniu przy komputerach i piciu wody na zmianę z czekoladą. Do zobaczenia za dwa tygodnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz